Historia parafii

Fragmenty książki Hanny Pierścieniak: "Gmina Inowrocław zaprasza, Szkic historyczny wsi i parafii Jaksice". wyd. Bernardinum 2008.

Parafia Św. Marcina Biskupa

w Jaksicach

Rys historyczny

Tam, gdzie zaczyna się historia...

Jest rok 1325. W Polsce panuje król Władysław I Łokietek, syn kujawskiego księcia Kazimierza, który obrał Inowrocław na stolicę swojego księstwa. Od tego roku Jaksice pojawiają się w dokumentach jako parafia wiejska. Wobec braku wcześniejszych dokumentów trudno powiedzieć kto fundował pierwszy kościół. Natomiast wiadome jest na pewno, iż w 1357 roku istnieje kościół, a jego plebanem jest ks. Falimierz.

 

Z późniejszych lat zachowały się nazwiska niektórych plebanów m.in. ks. Marcin Kożuchowski, po jego śmierci od 1515 r. ks. Tomasz z Inowrocławia, natomiast od 1516 r. ks. Maciej ze Starego Radziejowa. O tym, że pierwotny kościół był pod wezwaniem św. Marcina i św. Wawrzyńca dowiadujemy się z „Ksiąg Podatków”, które w roku 1527 składały parafie do diecezji włocławskiej. (...)

 

 Wizytacja z 1729 r. przekazała (...) opis kościoła: „Świątynia ta była konsekrowana na cześć wniebowzięcia Najświętszej Panny Marii i św. Marcina jako opiekunów kościoła. Dzień konsekracji przypadał na niedzielę po wniebowstąpieniu Pańskim. Budowla z drzewa ciosanego miała kondygnacje wiązane cementem i żerdziami, 5 okien wybitych i podłoga z desek, dobra w prezbiterium, gdzie znajdowała się ambona, licha zaś w nawie, gdzie stały chrzcielnica, ławki, konfesjonał i 4 chorągwie. Wielki ołtarz Najświętszej Panny Marii z wzmianką o konsekracji był w dobrym stanie, ozdobiony złotem, srebrem i różnymi barwami. Znajdujący się w nim obraz N.P.M. miał koronę, berło, sukienkę i 12 gwiazd z czystego srebra z zawieszonymi 33 wotami. Przed tabernakulum pozłacana, paliła się wieczna lampka. Po stronie prawej stał ołtarz Chrystusa na krzyżu, po lewej zaś stronie ołtarz św. Marcina i św.św. Józefa i Joachima z dzieciątkiem Jezus w pośrodku. Na chórze znajdowały się małe organy o 7 rejestrach. Po stronie północnej mieściła się stara, spróchniała zakrystia. Ze świątynią złączona była po stronie zachodniej dzwonnica z 2 dzwonami. Dach był pokryty dachówką, a w środku mieściła się wieżyczka z sygnałkiem.”

(...)

W 1750 roku ks. Andrzej Rudnicki buduje drewniany kościół, bez wyraźnego stylu. Poprzedni, również drewniany, ale stary i chylący się ku upadkowi, został rozebrany w 1747 roku.

(...)

W latach 1782/88 jaksickim proboszczem zostaje zasłużony rektor ks. Rafalski, który już w 1787 r. wniósł podanie z rezygnacją z probostwa motywując je tym, iż „mieszkanie, stodoła, słowem wszystkie budynki plebańskie są bliskie zawalenia i że do ich naprawy potrzebna byłaby suma 2000 talarów.” Na skutek tego 23.II.1788 r. biskup Rybiński zaproponował na stanowisko proboszcza ks. Piotra Osińskiego, jako człowieka, który gwarantuje doprowadzenie upadłego beneficjum do porządku. Ks. Osiński, nie zyskał aprobaty, gdyż „rząd miał obiekcje, że nie zna języka niemieckiego”. Wstawili się za nim ówczesny właściciel majątku Jaksice i tamtejsza Gmina chwaląc jego charakter i przytaczając fakt, że jest dobrym gospodarzem z czego inni duchowni mogliby brać przykład, a kościół chylący się ku ruinie jego staraniem jest naprawiony.

 

Już jako proboszcz jaksickiej parafii uczestniczy w powstaniu kościuszkowskim. 13 września 1794 r. zostaje aresztowany przez Szekelego, pułkownika węgierskiego będącego na usługach Prusaków, wiernego poddanego Fryderyka Wilhelma II. W 1797 r. otrzymuje tytuł Kanonika Kruszwickiego.

Takimi wydarzeniami kończy się wiek XVIII. (...)

 

Po śmierci ks. Piotra Osińskiego obowiązki duszpasterskie przejmuje wikariusz Maciej Rabuszewski, a od roku 1818 ks. Fiałkowski. W roku 1821 wybudował on plebanię i ogrodził cmentarz. Jego następca ks. Józef Markiewicz, który decyzją z 15 sierpnia 1823 roku otrzymuje probostwo jaksickie, buduje w 1828 roku stodoły, czworaki i dzwonnicę, naprawił kościół i sprawił dzwon. Z pisma ks. Markiewicza z dn. 28.V.1828 roku wynika, że otrzymał on prewensa pod warunkiem, iż w ciągu roku doprowadzi do porządku kościół i budynki parafii.

Po śmierci ks. Markiewicza, od września 1833 roku proboszczem jaksickim zostaje ks. Ignacy Ladach, dotychczasowy pleban w Słaboszewie, dziekan powidzki, kawaler orderu czerwonego orła III klasy. (...)

 

W 1845 roku, w wyniku pożaru spłonęły akta kościelne wraz z budynkiem plebani oraz zabudowania gospodarcze.

Ogromu zniszczeń ks. Ladach nie zdążył już naprawić. Zmarł 18 marca 1846 roku w Jaksicach. Pochowany zostaje na cmentarzu przy kościele.

Następcą jego od 1846 roku zostaje ks. Feliks Kaliski. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1836 roku, a w chwili mianowania pełnił obowiązki dyrektora Seminarium Nauczycieli w Poznaniu, a także prefekta Gimnazjum Marii Magdaleny w Poznaniu i Gimnazjum w Trzemesznie. To niezwykle ciekawa i barwna postać. Dzięki niemu jaksicka parafia mogła zapisać kolejną piękną kartę swojej historii. (...)

Ks. Feliks Kaliski w ciągu swojej 40-letniej wytężonej pracy naprawia i wyrównuje zastane szkody i straty. Działalność duszpasterską rozpoczyna od wystawienia w 1848 roku nowej plebani, a także kaplicy przykościelnej. Kiedy nowy proboszcz zajęty jest pracą nad podniesieniem z gruzów spalonych budynków gospodarczych i plebanii, nadeszła nominacja na zaszczytne stanowisko regenta seminarium duchownego w Poznaniu. Niestety, rejencja bydgoska nie zgodziła się na zwolnienie ks. Kaliskiego, rzekomo dlatego, że przyjął kierownictwo robót budowlanych. Właściwa przyczyna tkwiła jednak w tym, że rząd przeczuwając w ks. Kaliskim niebezpiecznego działacza narodowego, chciał go mieć z dala od Poznania. Jak słuszne to były obawy okazało się kiedy proboszcz jaksicki na I sejmie pruskim 12.X.1848 roku, podczas debaty nad konstytucją odnośnie Księstwa Poznańskiego, z mównicy przemawiając z wielkim zapałem wołał : „Polakami jesteśmy i Polakami będziemy”

Ksiądz Feliks Kaliski – jaksicki proboszcz i gorący patriota

Jest rok 1848. Wrzenie rewolucyjne nie omija zaboru pruskiego. Idee walki przeniknęły na nasze ziemie już na początku marca. Pojawiły się pogłoski o zbliżającej się wojnie z Rosją. Konspiracyjne druki przepowiadały zmartwychwstanie Polski.

W Inowrocławiu obsadzonym przez silny batalion piechoty zajścia miały mniej burzliwy charakter niż w Poznaniu. 23 marca landrat Karl Fernow przyjął na audiencji członków ośmioosobowego Komitetu Narodowego, któremu przewodniczył dzierżawca wsi Mierogoniewice – Roman Mielęcki. Wśród członków Komitetu znajdował się ks. Feliks Kaliski – proboszcz z Jaksic. Zmuszony wydarzeniami rewolucyjnymi król pruski Fryderyk Wilhelm IV powołał do życia parlament. Wybory odbyły się w maju 1848 roku, bezpośrednio po klęsce powstania i w obliczu narastającego terroru. Mimo to w okręgu inowrocławskim zakończyły się pełnym sukcesem Polaków. Posłami wybrano Antoniego Kryszewskiego – właściciela Tarkowa i chłopa Marcina Ruszkiewicza. Zastępcami posłów zostają proboszcz z Jaksic ks. Feliks Kaliski i rolnik Paweł Nowak z tej samej wsi. Po zrzeczeniu się przez Ruszkiewicza mandatu poselskiego obrano w Inowrocławiu na posła dotychczasowego zastępcę – ks. Kaliskiego. Reprezentując w parlamencie pruskim powiat inowrocławski, należał do współorganizatorów i najbardziej aktywnych członków polskiej frakcji parlamentarnej tzw. Koła Polskiego.

Po raz kolejny wracam do pożółkłych dokumentów, czytam skąpe opisy wydarzeń z tamtych lat. Ile odwagi, wiary i siły musiał mieć ten młody jeszcze ksiądz, który z takim ogniem i zapałem, w momencie kiedy Polski nie było na mapie świata, a Polaków starano się za wszelką cenę zgermanizować, wołał z mównicy: „Polakami jesteśmy i Polakami będziemy.” Trudno dziś sobie wyobrazić ten dreszcz wzruszenia ogarniający garstkę Polaków zgromadzonych w pruskim parlamencie i grozę jaką padające słowa wywołały wśród Niemców. Ks. Kaliski do końca swoich dni pozostał Polakiem wiernym swoim młodzieńczym ideałom i gorącym patriotą, a jego postawa dała przykład młodym ludziom z jaksickiej parafii.

Mimo działalności społecznej ks. Kaliski nie zaniedbuje swojej pracy. W 1850 roku dokonuje gruntownego remontu kościoła, wystawiając całkowicie dużą wieżę.

Natomiast w 1856 roku pobudowano nową dzwonnicę i fundowano dwa dzwony. Księgi podają, iż na dzwonnicę wydano wówczas 318 talarów, a na dzwony 174. Ciekawostkę stanowi notatka, iż w Jaksicach na 11 parobków składkę wpłacił jeden, natomiast z Borkowa wszyscy.

Tymczasem ks. Kaliskiemu przybywa nowych obowiązków. Pod koniec 1860 roku przychodzi nominacja na dziekana dekanatu inowrocławskiego po śmierci proboszcza w Parchaniu. Z funkcją dziekana połączony był urząd wizytatora szkół elementarnych. Te dwie funkcje ks. Kaliski pełnił przez 10 lat. W 1861 roku proboszcz jaksicki otrzymuje zaszczytny tytuł kanonika. W tym samym roku zgłoszony został do prymasa za niezłomną postawę w obronie języka polskiego.

Lata 1851-1860 są w życiu ks. Kaliskiego okresem wytężonej pracy duszpasterskiej, a przede wszystkim administracyjno-gospodarskiej na beneficjum jaksickim. Wysiłki jego były skierowane na pobudowanie nowego, murowanego kościoła. Kończą się jednak niepowodzeniem. Natomiast ciągłe naprawy starego kościoła pochłaniają dużo czasu i pieniędzy.

Nadciąga kolejny, piękny, ale tragiczny w skutkach rok 1863. Wybucha powstanie styczniowe. Niezwykłe to czasy, o których tak pisze Eliza Orzeszkowa: „Dopóki na świecie gotowało się jak w garnku i ludzie z pozapalanymi na karkach głowami chodzili, dopóty o równości mowa była; obejmowali się, ściskali, bratali, pan chłopa w karecie swojej woził[...]” Pan i chłop razem wyruszali do powstania i kiedy nad walczącymi unosiła się pieśń „W krwawym polu srebrne ptasze, poszli w boje chłopcy nasze”, obok siebie walczyli, aby w końcu w jednej spocząć mogile. I nasza parafia ma swoich powstańców. Obok znanego wszystkim mieszkańcom Bartka Nowaka – chłopa z Jaksic znalazłam nazwiska Bukowskiego Wojciecha – parobka z Jaksic i Piontkowskiego Karola – parobka z Pławina.

Ks. Kaliski wspiera walczących. Sam będąc człowiekiem bardzo schorowanym, gdyż choroba reumatyczna mocno dała mu się we znaki, wybiera tzw. trzecią formę pomocy. Obok czynnego udziału i dostarczania broni, tą trzecią formą pomocy było materialne wspieranie walczących. Inicjatorem wprowadzenia podatku i jego egzekutorem był Komitet Działyńskiego. W zaborze pruskim podatkiem obarczono tylko ziemian w wysokości 5% dochodu rocznego lub 0,5 % wartości majątku. Władze pruskie za wszelką cenę próbowały wyśledzić kto zbiera i płaci podatki. Nie zachowało się zbyt wiele dokumentów na temat zbierania podatków w powiecie inowrocławskim. W Bibliotece Kórnickiej znajdują się akta Pożyczki Narodowej zawierające spisy podatników z poszczególnych powiatów. Z powiatu inowrocławskiego figuruje 19 nazwisk, wśród nich ks. Kaliski z Jaksic i nieznany z nazwiska gospodarz z Jaksic.

Niestety powstanie nie przyniosło radykalnych zmian, a po jego upadku zaostrzyły się represje wobec Polaków. Kobiety na znak żałoby przywdziewają czarne suknie, a rodowe klejnoty zastępują skromnym krzyżykiem na czarnej wstążeczce. Jeszcze długo przyjdzie czekać na upragnioną wolność.

Wiara i praca w walce o polskość

Przegrana powstania styczniowego pogrzebała nadzieje szybkiego wyzwolenia kraju, ale nie pogrzebała wiary w nadejście upragnionej wolności. Teraz praca stała się celem Polaków i głównym sposobem ratowania polskości. Również ks. Kaliski poświęca się pracy w jaksickim beneficjum.

Pod datą 3.11.1865 r. czytamy, że na „gospodarstwach należących do parafii wsi Jaksice żadne daniny, ani ciężary naprawy kościoła lub budynku plebanii nie spoczywają”. Potwierdził to własnoręcznym podpisem proboszcz Kaliski. Jednak już w roku następnym należało naprawić budynki gospodarcze plebanii, a w szczególności dach. W tym samym roku odbywają się wybory do tzw. dozoru kościelnego (obecna rada parafialna). Wśród członków owego dozoru znaleźli się przedstawiciele zarówno gospodarzy jak i komorników. Własnoręcznie na protokole wyborów podpisy złożyło 13 osób, wśród nich nauczyciel Milewski oraz 13 podpisało się krzyżykami. W marcu 1866 r. zebrał się wybrany dozór kościelny. Głównym problemem była konieczność naprawy kościoła i budynków gospodarczych. Proboszcz zastrzegł, że mimo bardzo złego stanu jest przeciwny usuwaniu drewnianego sufitu w kościele, ponieważ wtedy nie wystarczy funduszy na renowację ołtarzy. Nie przewidywano też ogrodzenia cmentarza przy kościele.

W tym samym roku parafianie z inicjatywy ks. Kaliskiego fundują i wystawiają murowany obelisk na pamiątkę zażegnania epidemii cholery oraz zmarłym z tego powodu mieszkańcom Jaksic i okolicy. Obelisk ten stanął na miejscu nowego cmentarza parafialnego znajdującego się poza wsią.

W lutym 1867 roku szalejąca wichura spowodowała zerwanie części cynkowego dachu na dzwonnicy dopełniając tym samym rozmiaru zniszczeń.

Już w 1868 r. w powziętym planie restauracji kościoła w Jaksicach zastanawiano się czy taka restauracja jest w ogóle możliwa, jakie powinna osiągnąć rozmiary, czy poniesione koszty przyniosą zamierzony cel. Wskazano wówczas, że ściany kościoła są zbudowane z grubych ociosanych bali obitych na zewnątrz deskami, dach pokryty dachówką. Szybkie niszczenie budynku przypisano zbyt niskim fundamentom, ponadto budowla posiadała przycienia, a ciągła wilgoć niszczyła kościół nawet w miejscach niedawno odnowionych. Zewnętrzne obicie z desek nie uchroniło ścian od wilgoci. W ten sposób zniszczone zostały m.in. gzymsy, których jednak piszący sprawozdanie nie żałuje, gdyż uważa, że wzbudzałyby podziw „gdyby przy jakiejś chacie z czasów pierwotnych, przedchrześcijańskich znalezione były” (nie były widocznie zbyt wielkiej urody architektonicznej). Wnętrze kościoła podobno nie w lepszym było stanie: „podłoga wychodzona, bielenie odpadło, ołtarze pochylone z pozłacania ogołocone, organy niewarte naprawy, ławki nadwerężone, zakrystia nie wykończona”. Należy odnowić wszystkie drzwi i okna i zaopatrzyć je w żelazną kratę. Żałosny to obraz jaksickiej świątyni, a piszący dodaje jeszcze, iż „doświadczenie uczy, że budowla z drzewa choć najlepiej pobudowana[...]stoi najwięcej 170 lat” i to pod warunkiem, że ciągle będą dokonywane jej naprawy. Patrząc na stan kościoła, wyciąga wniosek, że za 20-25 lat, mimo ciągłych napraw, świątynia będzie musiała być rozebrana

Nie należy się więc dziwić, że biorąc pod uwagę takie okoliczności, w marcu 1870 roku, po otrzymaniu poprawionego kosztorysu remontu, którego suma wyniosła 2350-3000 talarów, ks. Kaliski prosi o wzięcie pod uwagę budowę nowego kościoła. Niestety ponownie nie otrzymuje pozwolenia. Natomiast w 1872 roku królewska rejencja wyraziła zgodę na naprawę dachu plebanii i na urządzenie na jej poddaszu izby chorych. Izby te spełniały wówczas rolę szpitala dla miejscowej ludności, a także zapewniały miejsce i możliwość dłuższego pobytu samotnym, chorym i pozbawionym jakiejkolwiek opieki najuboższym mieszkańcom wsi.

Ks. Kaliski starał się nie tylko utrzymać i zachować budynek kościelny, ale wzbogacał go i upiększał. I tak w 1873 r. kościół w Jaksicach wzbogacił się o nowe obrazy, które wykonał artysta malarz Stefan Lewicki z Chełmna. Były to „Wniebowstąpienie Pańskie”, „Św. Marcin”, „Św. Rodzina”, „Zwiastowanie NMP”.

Mimo ciągłych zabiegów ks. Kaliskiego tragicznie wyglądał opis świątyni w jego sprawozdaniu zamykającym 1873 rok. Stwierdził on mianowicie, iż pomimo tego, że kościół został w 1850 roku niemal od podstaw postawiony, to duża wieża musiała być wystawiona od nowa. Ponadto wszystkie podkłady fundamentu pogniły i muszą być zastąpione dębowymi. Podobnie należy wymienić zmurszałe słupy. Niestety, żaden z rzemieślników nie chce podjąć się naprawy wg wcześniejszego kosztorysu. Z innych koniecznych napraw wskazane są gzymsy - zupełnie do wymiany i obrazy w ołtarzach, które należy poddać koniecznej renowacji. Naprawy ołtarzy podjął się artysta Pietkiewicz z Torunia. Ks. Kaliski podał pod rozwagę projekt podmurowania kościoła i przy tej okazji rozszerzenie naw bocznych. Na takich zabiegach ciągłego ratowania jaksickiego kościoła upływają ks. Kaliskiemu ostatnie lata jego życia. Ciężko chory na reumatyzm, który boleśnie mu dokucza i coraz częściej ogranicza możliwość poruszania się, dzieli swoje obowiązki z długoletnim wikariuszem ks. Wiktorem Sakowskim, który przebywa w Jaksicach już od 1869 roku pełniąc swoją cichą posługę.

Ks. Feliks Kaliski umiera w 1885 roku i zostaje pochowany w wystawionej przez siebie kaplicy przykościelnej. Chciałoby się powtórzyć za Janem Kochanowskim: „A jeśli komu droga otwarta do nieba, / Tym co służą ojczyźnie”. Obowiązki proboszcza tymczasowo pełni wikariusz ks. Sakowski, który umiera w 1886 r., a więc zaledwie w rok po śmierci ks Kaliskiego. Pochowany zostaje obok swojego proboszcza w kaplicy przykościelnej. Miejsce wiecznego spoczynku w owej kaplicy znalazła również siostra ks. Sakowskiego o jakże wdzięcznym i dla współczesnych nieznanym już imieniu – Pulcheria. Nowym proboszczem od 1887 r. mianowany zostaje ks. Teodor Warmiński – dyrektor seminarium nauczycielskiego.

Ale to już oddzielny rozdział w historii jaksickiej parafii.

U schyłku wieku...

Na mocy pisma z dn. 4 kwietnia 1887 roku na probostwo w Jaksicach skierowano ks. dr Teodora Warmińskiego dotychczasowego dyrektora Królewskiego Seminarium Nauczycielskiego w Paradyżu. Królewski Rząd, jako patron, w obecności dozoru kościelnego przekazał majątek probostwa nowemu proboszczowi. Z przekazu dowiadujemy się, że kościół „tak zewnątrz jak wewnątrz obecnie w dobrym stanie oprócz większej wieży”.

Piszący skupił się na wnętrzu i wyposażeniu kościoła po raz pierwszy przekazując tak dokładny jego opis. W kościele znajdował się „wielki ołtarz w stylu barokowym, drewniany, biało malowany i ozdobnie wyzłacany z obrazem wierzchnim Najświętszej Marii Panny olejnym, za tym obrazem drugi także Najświętszej Marii Panny z Najświętszym Dzieciątkiem i berłem w ręku”.

Z opisu dowiadujemy się, że nad głównym obrazem, u góry ołtarza, znajdował się obraz Przemienienia Pańskiego. Ołtarz po lewej stronie z obrazem św. Marcina, w górze figura św. Jana Nepomucena, po prawej ołtarz z obrazem św. Józefa i Najświętszej Rodziny, w górze rzeźbiona grupa św. Trójcy, czwarty ołtarz używany także jako grób Pana Jezusa.

Po bokach ołtarza głównego 15 małych świeczników mosiężnych. Wszystkie ołtarze ozdobione złoceniami. Obok zakrystii ambona. Prezbiterium oddzielone drewnianą kratką.

W znacznie gorszym stanie znajdowały się budynki gospodarskie obejmujące owczarnię, stajnie i obory oraz spichrz. Wszystkie one potrzebowały natychmiastowej naprawy. W podobnie złym stanie znajdował się cmentarz za wsią „mały, zaniedbany, bez ganków”. To może potwierdzać fakt, że w dalszym ciągu ważniejszą rolę odgrywał cmentarz przy kościele.

W 1893 roku 19 września wybuchł we wsi groźny pożar, który rozszerzył się na zabudowania plebanii, w którym spłonęły doszczętnie obora wielka i stodoła.

Po 10 latach pracy i ciągłych starań o zabezpieczenie i upiększenie jaksickiego kościoła po raz pierwszy pojawia się opis znacznie optymistyczniejszy niż dotychczasowe. W 1898 roku zanotowano: „Na ścianach jaśnieją[...]wybornie wykonane obrazy: zmartwychwstałego Chrystusa, obraz Matki Boskiej, obraz św. Józefa, św. Marcina, św. Wojciecha. Równocześnie sprawiono też osobliwego rodzaju śliczne, kolorowe rulony. Sprowadzono je aż z Augsburga. Sprawiają one wrażenie, że okna kościelne są malowane różnobarwnie” (musiał to być rodzaj witraży). Ponadto odnowiono całe wnętrze kościoła, odświeżono tak, że „pobyt w kościele na nabożeństwie staje się przyjemniejszym”. Ciekawy opis daje też sprawozdanie z lipca 1901 roku, sporządzone już po śmierci ks. Teodora Warmińskiego. Dowiadujemy się, że kościół był patronatu królewskiego, który na chwilę obecną reprezentował mieszkający w Jaksicach urzędnik kolejowy – p. Steinborn. W ostatnich latach naprawiony został dach, a obie wieże pokryte cynkiem. Gruntownie zreperowano dzwonnicę posiadającą już wówczas trzy dzwony, a trzy wejścia do kościoła otrzymały nowe drzwi. Budynki gospodarskie, które uległy spaleniu w wyniku pożaru, zostały poprawione i są w dobrym stanie. W dobrym stanie znajduje się również dom komorniczy na 4 rodziny na dole i 2 u góry. W równie dobrym stanie znajduje się cmentarz parafialny za wsią.

Protokół został przyjęty przez ks. Prałata Ponińskiego z Kościelca w obecności nadzoru kościelnego w osobach: Kosiak, Stelmachowski, Gutorski, Mielcarek, Steinborn.

Jest rok 1901. Ksiądz Warmiński pochowany zostaje na cmentarzu parafialnym poza wsią, czym złamał dotychczasową tradycję chowania jaksickich proboszczów na cmentarzu przykościelnym lub pod kościołem.

Tak rozpoczął się nowy XX wiek.

Tymczasowe obowiązki proboszcza przejmuje ks. Bronisław Hemmerling – były jaksicki wikariusz. Pełni je do stycznia 1902 roku, bowiem w styczniu powołany zostaje na proboszcza ks. Wilhelm Kloske – królewski profesor przy gimnazjum św. Marii Magdaleny w Poznaniu. Za jego staraniem innego wyglądu nabiera cmentarz parafialny za wsią. Nadal mały i niekształtny, ale starannie utrzymany. Należy pamiętać, że grób ks. Warmińskiego znajdował się wówczas na wprost bramy cmentarnej. Dobrowolne ofiary parafian pozwoliły ogrodzić teren. W środku postawiono wysoki krzyż z pasją złoconą , pod nim klęcznik. Ks. Kloske funduje nową puszkę srebrną, z wierzchu złoconą, z przykryciem. Odrestaurował również kaplicę, którą wybudował ks. Kaliski nie pozostawiając jednak funduszu na jej utrzymanie. Jak wynika z zapisu kaplica miała służyć do składania ciał zmarłych od chwili śmierci do pogrzebu. Jednak niewielu mieszkańców korzystało z tego, w dalszym ciągu tradycyjnie czcząc zmarłych w domu.

Majątek kościelny obejmował wówczas 133 ha i 71 a i był dzierżawiony przez Maxa Kohnerta, który, jak udało mi się ustalić, był również dzierżawcą majątku ziemskiego w Jaksicach. Wcześniej z majątku kościelnego część gruntów została sprzedana pod kolej żelazną Bydgoszcz - Poznań i do cukrowni w Tucznie oraz pod szosę Bydgoską i kanał odwadniający.

Ciekawostkę stanowi wzmianka o legatach czyli złożonych kwotach pieniędzy na pośmiertne odprawianie mszy. I tak:

  1. legat śp. ks. Grzegorza Sadowskiego na 16 mszy,
  2. legat śp. Katarzyny ze Smolińskich Kościelskiej na 12 mszy,
  3. legat śp. Ks. Wiktora Sakowskiego na 1 mszę

i doszedł czwarty legat śp. ks. Teodora Warmińskiego na msze i utrzymanie grobu.

Najbliższe lata przynoszą ciągłe zmiany w jaksickim beneficjum. Ks. Kloske w grudniu 1903 roku opuszcza parafię, aby już w 1910 roku przyjąć w Gnieźnie sakrę biskupią. W kolejnym roku obowiązki proboszcza pełni ks. Roman Goebel – późniejszy Kanonik Metropolitalny w Gnieźnie. Od stycznia 1905 roku w Jaksicach przebywa wikariusz Markowski.

Dopiero w sierpniu 1905 roku rozporządzeniem Arcybiskupa z dnia 27 czerwca 1905 roku na beneficjum jaksickie wprowadzono ks. Stanisława Krakowskiego mianując go proboszczem.

Jak trudna musiała być w tym czasie sytuacja finansowa probostwa świadczy pismo budowniczego Stroińskiego z Pakości, który zwraca się do Prałata, aby pomógł mu odzyskać część niewypłaconych pieniędzy, grożąc odwołaniem się do sądu. Na szczęście sprawę załatwiono, a opóźnienia, jak się później okazało, były spowodowane częstymi zmianami na probostwie.

Z powodu krótkości pobytu poprzednich proboszczów nie dokonano potrzebnych napraw w kościele, a to znowu doprowadziło do znacznych uszkodzeń, szczególnie od strony północnej. W protokole przekazującym majątek probostwa podkreśla się konieczność szybkiej naprawy kościoła właśnie od strony północnej ze względu na przycienia i brak słońca.

Już w październiku 1905 roku czytamy, że ks. Krakowski poważnie cierpi na chorobę reumatyczną tak „że chodzić nie może i funkcji kapłańskich dopełniać” dlatego prosi o ks. wikariusza. Ogólnie jest człowiekiem „schorzałym i osłabionym”. Chwilowo ks. Krakowskiego zastępuje ks. wikariusz Dukat z Tuczna. Nie może to być jednak długotrwałe, gdyż pleban Łabendziński „dawno jest zreumatyzowany, słabego zdrowia, cierpi – często nawet obłożnie”, a ponadto ma dwie parafie: Tuczno i Dźwierzchno. Natomiast w Liszkowie ks. Jastrzębski jest już w podeszłym wieku i również nie może służyć pomocą..

Ks. Dziekan Poniński pisze, iż nowy wikariusz miałby dogodne warunki, osobny pokój u góry nad mieszkaniem ks. Proboszcza. Prosi o księdza cichego, skromnego, w którym obecny proboszcz miałby oprócz pomocy i wyręczenia, potrzebny spokój domowy. Nie wiadomo jak wypełniła się prośba Dziekana Ponińskiego, jednak dokumenty podają dość długą listę wikariuszy wysyłanych do pomocy ks. Krakowskiemu. I tak ks. Czyżak - 4 miesiące, ks. Langer – rok, ks. Rogaliński - 2 lata, ks. Buławski – 2 lata do 1914 roku.

W roku 1911 następuje gruntowna naprawa kościoła, a w 1912 stary, pęknięty jeszcze w 1904 roku najmniejszy dzwon zastąpiono nowym. Okazało się wówczas, że największy dzwon stracił głos, co wskazywało na poważne uszkodzenie.

W roku 1912 zezwolono ks. Krakowskiemu na czas zimowy tj. od listopada do kwietnia roku przyszłego na wyjazd z parafii celem ratowania zdrowia. Obowiązki czasowo przejmuje ks. Buławski, a przekazanie majątku nastąpiło w obecności dozoru kościelnego, dziekana Ponińskiego z Kościelca i ks. Laubitza z Inowrocławia (jeszcze nie posiadał godności biskupiej).

Zmieniono również dzierżawcę gruntów kościelnych, którym od lipca 1910 roku został Wojciech Kosiak. Ostatnie lata życia ks. Krakowskiego to ciągłe zmagania się z chorobą. Umiera 19 lutego 1914 roku i zgodnie z jego życzeniem pochowany zostaje na cmentarzu przy kościele, a nie na parafialnym za wsią.

Tymczasowo parafią w Jaksicach ma zarządzać ks. Dziekan Poniński. Tłumaczy się jednak słabym zdrowiem, dopiero co przebytą ciężką chorobą, która „nie pozwala opuszczać mu pokoju i w wyniku której będzie musiał udać się na kurację do wód”. Wskazuje jednak wikariusza Buławskiego do pełnienia dalszych obowiązków, który dobrze sobie na nie zasłużył. W związku z tym obowiązki powierzono Wikariuszowi, ale nie na długo, gdyż z dniem 1 lipca 1914 roku powołano na jaksickie beneficjum ks. Innocentego Niewiteckiego.

Z protokołu przekazującego majątek kościelny dowiadujemy się, że: „kościół wyrestaurowany, odświeżony i malowany wewnętrznie[...] dobrze się dotychczas przedstawia”. Natomiast plebania z domem niższym potrzebuje naprawy i praktycznych zmian wewnątrz.

Echa I wojny światowej...

Jest sierpień 1914 roku. Dwa miesiące wcześniej, w dalekim Sarajewie, z rąk zamachowcy zginął Franciszek Ferdynand wraz z żoną, dając tym samym początek rozruchom, które doprowadziły do wybuchu I wojny światowej. Już wkrótce fala walk przetoczy się przez Polskę, dając obok cierpień i zniszczeń nadzieję Polaków na odzyskanie niepodległości.

Zapewne i do Jaksic docierały odgłosy wojny. Jednak rząd pruski w dalszym ciągu prowadził swoją politykę germanizacyjną nie dopuszczając nawet myśli o oddaniu tych ziem. Umacnianiu tej polityki miała służyć pruska szkoła czteroklasowa, która powstała w Jaksicach ok. 1901 roku (obecny budynek tzw. starej szkoły). Nauka w tej szkole prowadzona była w języku niemieckim łącznie z lekcjami religii, za wyjątkiem najniższego oddziału.

Trudne to czasy i dla pracy duszpasterskiej i dla działalności społecznej. W takich warunkach przyszło żyć i pracować przybyłemu do Jaksic nowemu duszpasterzowi ks. Innocentemu Niewiteckiemu.

Na świecie trwa I wojna światowa, rząd pruski stosuje silne naciski germanizacyjne, w jaksickiej szkole obowiązuje nauka w języku niemieckim. Takie realia zastaje nowy proboszcz.

Długo analizowałam stare dokumenty opisujące wydarzenia z tamtych lat. Czytałam relacje ukazujące ks. Niewiteckiego w różnych sytuacjach. Był kapłanem, ale przede wszystkim, jak każdy z nas, zwykłym człowiekiem. Żył w trudnych czasach, gdzie często ludzkie, serdeczniejsze odruchy należało przykrywać pozorną oschłością i szorstkim charakterem. Niełatwo było odnaleźć własną osobowość, kiedy wychowywało się między ideałami butnych zaborców niemieckich, a prostymi prawdami polskiego patriotyzmu.

Ks. Innocenty Niewitecki wychowywał się w rodzinie polsko-niemieckiej. Ojciec Polak, matka Niemka. Jak dziwne i często niezamierzone efekty przynosiło takie wychowanie. Nie wiemy czyje wpływy wychowawcze były silniejsze, ojca czy matki. Wiemy jedno, ks. Niewitecki był Polakiem, który jednak, jak podkreślał biskup Laubitz, „zbytnio manifestuje swoją niemieckość”.

Początki jego pracy duszpasterskiej są bardzo trudne. Manifestowanie swojej niemieckości spowodowało podział pomiędzy nim i „jego polskimi parafianami”.

Charakteryzując parafię jaksicką ówczesny dziekan Laubitz mocno nawiązuje do polskości parafian zaznaczając jednak, że parafianie zasadniczo mówią po niemiecku. Taki wniosek wysnuł m.in. po przeegzaminowaniu dzieci z katechizmu oraz znajomości polskich pieśni kościelnych w trakcie wizytacji w 1918 roku. Jak widać pruska szkoła zrobiła swoje. Znam to z rodzinnych wspomnień. Właśnie taką pruską szkołę kończyła moja babcia mówiąca dobrze po niemiecku, natomiast języka polskiego uczyła się z gazet i przypadkowych książek, ale już w domu.

Aby zapobiec tak daleko posuniętej germanizacji biskup Laubitz podkreśla fakt istnienia parafialnych ludowych czytelni, które troszczą się o oświatę. Zarzuca jednak jaksickiemu proboszczowi, że jako jedyny z duchowieństwa całego powiatu odmówił pomocy naukowej, z której i młodzież, i parafianie mogliby korzystać. Z drugiej strony na podkreślenie zasługiwał fakt istnienia przy kościele Towarzystwa Śpiewaczego, którego działalność była dość ożywiona, biorąc pod uwagę kontakty z Towarzystwem Śpiewaczym „Halka” z Inowrocławia.

Biskup Laubitz namawiał ks. Niewiteckiego do zyskania serc parafian, podając ku temu wiele sposobów m.in. założenie ochronki dla dzieci, utworzenie salki parafialnej (bo jak podkreśla są we wsi dwie sale, ale „ służą do tańca i hałaśliwych zabaw”) lub zachęcenie gospodarzy do wstąpienia do kółka śpiewaczego.

Bardzo ciekawych spostrzeżeń dokonał biskup Laubitz w tzw. kulturze duchowej parafian. Zaznaczył, że na przestrzeni kilku lat urodziło się tylko jedno nieślubne dziecko, co jak podkreśla spowodowane jest tym, że „panny jaksickie osiągnęły wyższy stopień wiedzy w kierunku seksualnym”, natomiast nieprzychylnie wyraża się o parafianach, którzy upijają się i to najchętniej w Inowrocławiu. W kwestii kultury duchowej wskazuje na takie cechy jak mściwość często brutalność, kołtuniarstwo, ofiarność parafian marna, a składki są najniższe w dekanacie.

Dalej daje radę ks. Niewiteckiemu aby: „przyjął sobie obowiązek powściągliwości usuwając wszystko co by go od parafian dzieliło, że musi jako pasterz ich mieć dla doli i niedoli zrozumienie, że musi starać się zdobyć sobie u nich nie tylko posłuch, ale i ich zaufanie i miłość”. A miał ku temu ks. Niewitecki przymioty takie jak: w kwestiach pieniężnych wyrozumiały, otwarty dla potrzebujących, uprzejmy, gościnny, sumienny.

Ta dziwna mieszanka cech i zachowań dała w efekcie załagodzenie początkowych napięć, a to pozwoliło sprawować ks. Niewiteckiemu swoją posługę w Jaksicach przez prawie 30 lat.

W tym czasie nie przeprowadzono większych napraw kościoła, nie powstały też nowe budynki gospodarskie. Od 1924 roku nastąpiła zmiana dzierżawcy gruntów kościelnych, został nim Szczepan Wawrzyniak.

W 1928 roku pojawił się w „Przeglądzie Porannym” artykuł o zatargu ks. Niewiteckiego ze stacjonującymi w Jaksicach żołnierzami polskimi. A że nie była to wówczas spokojna wieś czytam w piśmie ks. Proboszcza, który pisze o bijatyce oddziału strzelców z oddziałem powstańców. Wiedząc, że ks. Niewitecki był dość porywczy, możemy się tylko domyślać jakie słowa padły z ambony.

Wizytacja parafii z 1929 roku mówi o bieżących naprawach kościoła i dachu, a czas już ku temu był wielki, gdyż kościół ku ulicy się pochylił. Wnętrze kościoła wymagało gruntownej naprawy. Znowu rozważa się budowę nowego kościoła, tym bardziej, że obecny nie przedstawia żadnej architektonicznej wartości. Cmentarz przy kościele pieczołowicie jest utrzymany, podobnie cmentarz parafialny za wsią. Plebania wymaga naprawy, szczególnie dach. Natomiast budynki gospodarskie są dobrze utrzymane. Zakupione zostały trzy nowe dzwony w firmie Karol Schwabe w Bielsku i zmontowano odpowiednią dzwonnicę, która byłaby w stanie je utrzymać. 24 listopada 1929 roku poświęcono owe dzwony. Fundatorem jednego jest ówczesny dzierżawca ziemi parafialnej Szczepan Wawrzyniak, drugi funduje ks. Niewitecki, a trzeci parafianie. Jak podkreślają dokumenty obecny dzierżawca gospodarzy wzorowo, dba o całość budynków, drenował częściowo własnym kosztem mokre pola, tak że na chwilę obecną nie ma już nieużytków.

Rok 1934 daje pocieszający obraz parafii: „stosunki w tej niespokojnej parafii z biegiem lat się ułożyły. Parafia odnosi się do swego duszpasterza z zaufaniem, a tych którzy się jeszcze boczą zniewolił dobrocią i cierpliwością”. Jaksiczanie chętnie chodzą do kościoła. Liczba katolików na dzień 31 grudnia 1934 roku wynosiła 1132. Zatrważające są statystyki zgonów w odniesieniu do dzieci, na 15 zgonów - 9 dorosłych, 6 dzieci.

Z 28 na 29 maja 1935 roku ukradziono z kościoła pozłacaną puszkę i kielich. W tym samym roku p. Wawrzyniakowie z Jaksic fundują do kościoła nową pozłacaną puszkę.

Nie do końca jednak uspokoiło się w jaksickiej parafii. W 1938 roku Sąd Grodzki w Inowrocławiu wydał wyrok w sprawie znieważenia żołnierzy polskich w czasie manewrów. Ks. Niewitecki nie wyraził bowiem zgody na rozbicie obozu na podwórzu plebanii, czego jednak owi żołnierze nie posłuchali. Doszło do ostrej wymiany zdań w wyniku czego padły zbyt mocne słowa ze strony proboszcza, a to posłużyło do wspomnianej rozprawy sądowej.

W pracy duszpasterskiej pomagają proboszczowi wikariusze, od 1934 roku ks. Kazimierz Gliński, a od lipca 1939 roku ks. Henryk Malak.

W przededniu wojny...

Jest rok 1939. Coraz wyraźniej słychać narastające odgłosy wojenne, chociaż wielu w to nie chce wierzyć. Władysław Broniewski już w kwietniu pisze swój słynny wiersz: „Kiedy przyjdą podpalić dom, ten w którym mieszkasz, Polskę.[...] Stań u drzwi! Bagnet na broń!”

Ciekawie przedstawia się sytuacja społeczna w Jaksicach i okolicznych miejscowościach tuż przed wybuchem wojny. Jaksice w tym roku miały ogólną liczbę mieszkańców 1301, liczba zamieszkujących tu Niemców wynosiła 28 co stanowiło zaledwie 2,1%. Majątek ziemski już nie istnieje.

Istnieją natomiast majątki ziemskie w sąsiednich wsiach. Skorzystałam ze spisu majątków powyżej 180 ha i tak: Borkowo 191,27ha właściciel Karol Erxleben, Jaksiczki 182ha należą do Edwarda Schmeckela, Łącko 522,46ha właściciel Franciszek Roemer, Pławin 262,59ha – Ryszard Schreiber, Turlejewo 183 ha – Marta Schreiber i Rycerzewko 204, 8 ha – Erna i Charlotte Schreiber. Jak podają wspomniane dokumenty wszyscy właściciele ziemscy posiadali obywatelstwo polskie, reprezentując jednak pozorną lojalność. W majątkach w większości służba była niemiecka, zdarzały się przypadki zwalniania polskiej, gdyż wyraźnie faworyzowano niemiecką.

Wrzesień 1939 rok. Wybucha wojna. Ks. Niewitecki przyjmuje postawę polskiego obywatela. Mimo swoich wcześniejszych przekonań mocno trwa przy swojej polskości .Od 28 IX 1940 r. od czasu do czasu odprawia nabożeństwa, chrzci dzieci, chowa zmarłych w oddalonym Lisewie Kościelnym, które zostało bez kapłana. Kiedy w listopadzie 1942 roku Niemcy zamykają kościół w Lisewie, ks. Niewitecki z narażeniem życia pełni posługi kapłańskie. Uratował też zabytkową monstrancję, 2 kielichy i 2 puszki. Zmuszony przez niemieckich okupantów opuszcza w 1942 roku jaksicką parafię, aby już nigdy do niej nie wrócić. Ratuje również przedmioty liturgiczne z jaksickiego kościoła. Umiera w 1951 roku i pochowany zostaje w Wójcinie. Do końca pozostał Polakiem.

Po wysiedleniu jaksickiego proboszcza na majątku kościelnym osiedlono niemiecką rodzinę. Kościół służy jako magazyn. Trzy dzwony w roku 1943 zostały zabrane przez żandarmerię niemiecką. Zaginęły również księgi z lat 1936-1945, za wyjątkiem ksiąg metrykalnych. Spłonęły zabudowania gospodarskie.

W nowej rzeczywistości

Styczeń 1945 roku przyniósł radość z odzyskanej wolności. Niemcy opuścili zajmowane na czas wojny budynki i gospodarstwa, po wojennej tułaczce wracali wysiedleni mieszkańcy. Życie odradzało się. Z zapałem przystąpiono do pracy. Już 1 marca na probostwo jaksickie został skierowany ks. Heliodor Spychalski. Na uznanie zasługuje ogrom prac, jakie wykonał przy jaksickiej świątyni.

Pierwszym i najważniejszym zadaniem było doprowadzenie kościoła do funkcji jaką powinien spełniać. Już w 1945 r wnętrze zostało odmalowane i odświeżone. W 1946 roku ks. Spychalski zakupuje dla parafii dwa stare dzwony (prawdopodobnie z r. 1830), które zostały przywiezione z Nakła i umieszczone w dzwonnicy. 29 XII 1949 roku, wobec powtarzających się przypadków zapalenia od pioruna zabytkowych obiektów architektury drewnianej, Ministerstwo Kultury i Sztuki poleca założenie piorunochronu. Do kościoła doprowadzona została energia elektryczna, a w lipcu 1950 roku wyremontowano organy, prace prowadził Józef Stanisławski z Kruszwicy.

Wizytacja z listopada 1950 roku podkreśla, że parafia sprawia dobre wrażenie i to nie tylko z powodu licznego uczestnictwa wiernych. Jednak jak na owe czasy drewniany kościół jest zbyt szczupły, by wystarczył na potrzeby religijne parafii. Po raz kolejny jest mowa o konieczności powiększenia go lub wybudowanie nowej świątyni. Wnętrze kościoła odmalowane, utrzymane we wzorowym porządku. Ciekawostką jest stwierdzenie, że cmentarz parafialny (za wsią) po jego powiększeniu i rozplanowaniu ma styl parkowy i może być wzorem planowania dla innych. Przypomnieć w tym miejscu należy, że projekt cmentarza wykonał architekt Dionizy Wojtaszek, natomiast drzewa wybierali i sadzili jego synowie. Dobrze utrzymana jest plebania oraz sad i park (gdyż tylko tyle pozostawiono na potrzeby kościoła) Reszta ziemi podlegała reformie rolnej.

Na okres pracy duszpasterskiej ks. Spychalskiego przypadają bardzo burzliwe zmiany dotyczące samej parafii. Do tej pory należały do niej wsie: Jaksice, Stefanowo, Jaksiczki, Borkowo.

Już w październiku 1946 roku na wniosek mieszkańców Pławina odłączono wieś od parafii Kościelec i przyłączono do parafii Jaksice. Wnioskowano prośbę znacznie krótszą drogą do Jaksic niż do Kościelca. Z podobną prośbą i podobnie uzasadnioną wystąpili mieszkańcy Oporówka, należący do parafii Liszkowo i Radłówka, należący do parafii Tuczno. Wszystkie prośby zostały pozytywnie załatwione Ponadto 3 rodziny ze Strzemkowa należące do parafii NMP w Inowrocławiu również włączono do parafii Jaksice.

Tym samym liczba wiernych w parafii Jaksice wzrosła, a zabytkowy kościół stał się zbyt małym. Ponadto jeszcze do końca lat 60 - tych przyjmowano wiernych napływających z różnych regionów Polski, a nawet tych powracających z terenów byłego ZSRR, zesłanych do łagrów, czy na przymusowe roboty do Niemiec. Nareszcie kończył się ich exodus wojenny... Tu w Jaksicach wielu z nich znalazło nareszcie swoje miejsce, swoją ziemię obiecaną.

Kiedy 15 stycznia 1951 roku jaksickie probostwo obejmował ks. Henryk Kluth, zastał zarówno kościół jak i plebanię oraz otoczenie, a także cmentarz parafialny w należytym porządku. Ks. Proboszcz przybywa z Gniezna, gdzie był profesorem Seminarium Nauczycielskiego, ma wówczas 46 lat. W dokumentach znajduję zapiski już z marca 1951 roku mówiące o konieczności budowy nowego, murowanego kościoła. 25 października 1955 roku w portatylu ołtarzowym umieszczone zostały relikwie św. Męczenników Mansfeda i Wiktoryna (portatyl to kamienna płyta w ołtarzu przy której sprawowana jest msza; płyta ma specjalne miejsce dla umieszczenia relikwii).

I znowu pojawiają się informacje o pilnym remoncie kościoła. Drewniany , zabytkowy budynek potrzebuje natychmiastowego remontu na zewnątrz jak również dachu, gdyż dachówka jest za ciężka do tego typu obiektu i należałoby pokryć dach gontami. W dużej wieży spróchniałe belki grożą niebezpieczeństwem. Podobnie w ścianach wiele spróchniałych belek i desek nadających się tylko do wymiany. Niestety i wnętrze kościoła wymaga pilnego remontu, a piękny obraz Matki Boskiej należałoby odświeżyć, poddać konserwacji. Zachwyt budzi rokokowy baldachim nad ołtarzem głównym, a także inne wartościowe obrazy i rzeźby.

Ponownie powraca poprzedni problem. Kościół jest dla parafii za mały. Pada propozycja przedłużenia budowli i dodania dwóch ramion.

Cmentarz przykościelny już nie jest używany, gdyż jest mowa o niwelowaniu zaniedbanych grobów. Co do cmentarza parafialnego obawy wiążą się z dużą śmiertelnością w istniejącym w Jaksicach zakładzie dla osób starych i nieuleczalnie chorych prowadzonym przez Siostry Franciszkanki. Zmarłe osoby chowane są na miejscowym cmentarzu. Pada propozycja, aby złożyć wniosek do władz państwowych o przydzielenie dodatkowego terenu, bowiem w krótkim czasie cmentarz zapełni się zmarłymi, którzy w zasadzie nie należą do parafii.

Jest grudzień 1960 roku. Kolejna wizytacja jaksickiej parafii przez ks. Biskupa Jana Czerniaka. Ciekawie brzmią słowa: „Padający przez noc i dzień deszcz uczynił błotniste drogi kujawskie trudnymi do przebycia” – a droga ta prowadziła z Liszkowa. No cóż, odległe to już czasy.

W czasie tej wizytacji pada propozycja, aby ze względu na osłabiony wzrok ks. Proboszcza, a także z uwagi na mały kościół przydzielić wikariusza pomagającego w pracy.

Parafia w chwili obecnej liczy ponad 2 tysiące parafian, a kościół pobudowano 200 lat temu dla zaledwie 150 dusz.

Świątynia jako obiekt zabytkowy jest pod opieką urzędu konserwatorskiego. Zewnątrz w stosunkowo dobrym stanie. Wnętrze wymaga odświeżenia oraz uzupełnienia instalacji elektrycznej, wskazane aby dyskretniej umieścić punkty świetlne.

Na podkreślenie zasługuje trudna praca kapłana ks. Klutha, bowiem świątynia była nie tylko zbyt mała, ale zabytkowy jej charakter pociągał za sobą kosztowną konserwację.

Ze względu na szczupłość miejsca w kościele proponuje się wprowadzenie trzeciej mszy.

Lekcji religii udzielał w tym czasie ks. Proboszcz. Dojeżdżał do Pławina, natomiast w Jaksicach dzieci chodziły na katechizację do kościoła.

Jeszcze w kwietniu 1960 roku ks. Kluth podejmuje kroki celem ustalenia kosztorysu robót konserwatorskich, które miały dotyczyć sufitów, ścian drewnianych wewnątrz kościoła, malowania. W jego ostatnich pracach pomaga mu od listopada 1961 roku wikariusz Marian Kasprzak, a od 1 grudnia tego samego roku, wikariusz Mariusz Jankowski. Niestety ks. Henryk Kluth nie doczekał już gruntownego remontu kościoła. Umiera w grudniu 1961 roku i pochowany zostaje na cmentarzu w Jaksicach w centrum pięknej, nowo zaprojektowanej części.

Nie doczekał również tragedii, jaka miała się wydarzyć zaledwie w niecałe 2 miesiące później.

Pożar

W niedzielę 11 lutego 1962 roku o godzinie 21.50 wybuchł groźny pożar w zabytkowym kościele parafialnym w Jaksicach (Przewodnik A. Krysiaka „Inowrocław i Kujawy” 1999 r. podaje błędnie tę datę przesuwając ją trzy lata wcześniej)

Mimo natychmiastowej akcji, w której uczestniczyło 9 jednostek straży pożarnej i ofiarności mieszkańców, graniczącej z determinacją, jaksickiej świątyni nie udało się uratować. Parafianie, nie patrząc na niebezpieczeństwo, gdyż drewniana świątynia płonęła jak pochodnia, strzelając iskrami aż na sąsiednie zabudowania, w każdej chwili grożąca runięciem, wynosili co tylko można było jeszcze ocalić. W ten sposób udało się uratować obraz Matki Boskiej Jaksickiej, nazywanej też Matką Boską Pocieszenia, który stał się symbolem wiary i nadziei. Wyniesiono przedmioty liturgiczne, kilka rzeźb. Reszta spłonęła. Pogrążyło to parafian w głębokim żalu.

Przyczyną tej lutowej tragedii miało być zwarcie instalacji elektrycznej, choć nie wykluczano podpalenia. Już następnego dnia ks. Jankowski odprawia mszę w intencji parafian. Przez 10 kolejnych lat, aż do sierpnia 1972 roku msze i nabożeństwa będą odbywały się w kaplicy pod wezw. św. Wojciecha, urządzonej z trzech pokoi na plebanii.

Wiosną 1962 roku rozebrano zgliszcza spalonego kościoła, stawiając na tym miejscu drewniany krzyż. Trumnę ze zwłokami ks. Osińskiego, która do tej pory spoczywała pod główną nawą kościoła, złożono w podziemiach kaplicy przykościelnej.

Rozpoczął się trudny okres walki o nową świątynię.

Nadzieja

Z dniem 31 maja 1962 roku parafia pożegnała ks. Wikariusza Jankowskiego, a powitała młodego, pełnego zapału nowego proboszcza, 33-letniego ks. Bronisława Kozubka. Objęcie parafii było pełne emocji i niepewności, gdyż parafianie przeżywali niedawny zgon swojego proboszcza ks. Klutha i klęskę spalenia kościoła.

Rozpoczął się smutny i długi okres pielgrzymowania, trwający przeszło 10 lat, jakby do swojej „ziemi obiecanej” – do nowej świątyni. Przez sześć lat starań o pozwolenie na budowę kościoła ks. Proboszcz ciągle otrzymywał negatywne odpowiedzi . Nie ustępował...

Kiedy w 1967 roku gościł w parafii ks. Biskup Lucjan Bernacki, ks. Kozubek przywitał go słowami nawiązującymi do poprzedniej jego wizyty w Jaksicach w 1950 roku. Wówczas to ks. Biskupa witały radośnie tutejsze dzwony, gdy wstępował w progi skromnego wiejskiego kościółka. Dziś witają go te same dzwony, świadkowie tamtego spotkania, tylko kościółek już nie istnieje.

Przez spalenie kościoła życie religijne w parafii odrodziło się, nabrało rozmachu. Tak jak śmierć Chrystusa była dla nas chwilą zbawienia, tak pożar kościoła odrodził życie religijne.

W końcu ks. Kozubek doczekał się... W lipcu 1968 roku uzyskano pozwolenie na budowę nowego kościoła. Już dwa dni później zrobiono pomiary gruntu pod fundament. Projekt kościoła wykonał architekt A. Holas z Poznania, a kierownikiem budowy został Mieczysław Kuźnik z Jaksic. Takiego zapału Jaksice od bardzo dawna nie znały i nie pamiętały.

Po odprawieniu porannej mszy 25 lipca 1968 roku prace ruszyły. Na plac budowy ciągle napływały nowe grupy mężczyzn, kobiet, młodzieży, a nawet dzieci. Nikt nie patrzył na niewłaściwą porę – żniwa czy wykopki. Przychodzono prosto z pracy, a dzieci ze szkoły. Na budowie zawsze było dużo ludzi. Wśród nich ks. Bronek (jak nazywali go parafianie) z dobrym słowem, uśmiechem i łopatą, jak inni.

Obok pracy fizycznej olbrzymim wkładem w dzieło budowy był zaoferowany transport, rozładunek itp.- zawsze świadczone chętnie, życzliwie, ze zrozumieniem powagi chwili.

Podstawą materialną budowy była suma odszkodowań PZU i dobrowolne ofiary wiernych. Budowa kościoła w Jaksicach miała swoich sympatyków spoza parafii.

Życzliwie w budowę wpisał się ks. Kanonik Roman Zientarski (Dziekan Dekanatu w Inowrocławiu) ofiarowując na zakup blachy cynkowej 584 bony dolarowe, które otrzymał jako rekompensatę za martyrologię kapłańską związaną z pobytem w obozach koncentracyjnych, szczególnie za pobyt w Dachau. Natomiast na wystrój wnętrza przekazał swoje własne oszczędności.

Wpływały też pieniądze z innych dekanatów, ponadto przyszła pomoc od naszych rodaków z USA w postaci 2 ton blachy cynkowej.

Prace posuwały się szybko. W sierpniu 1969 roku ks. Kardynał Stefan Wyszyński dokonał uroczystego poświęcenia i wmurowania kamienia węgielnego. W maju 1971 roku artysta malarz Wiktor Ostrzołek z Katowic wykonał w prezbiterium obraz malowany na tynku metodą sgraffito „Ostatnią Wieczerzę”, a za rok w 1972 roku na ścianie północnej tą samą techniką „Drogę Krzyżową” obok „Zmartwychwstałego Chrystusa”. Ławki, konfesjonały, szafy, drzwi i okna wykonał stolarz z Jaksic, Władysław Sarnowski.

W sierpniu 1971 roku zwolniono ks. Kozubka od obowiązkowych świadczeń na odbudowę Bazyliki Archikatedralnej z powodu prowadzonej budowy kościoła w Jaksicach.

W niedzielę 20 sierpnia 1972 roku o godzinie 11.00 ks. Biskup Lucjan Bernacki dokonał uroczystego poświęcenia nowego kościoła.

Jest to architektonicznie forma nowoczesna, postawiona dokładnie na miejscu poprzedniej świątyni, skierowana prezbiterium na wschód. Ściana południowa przeszklona długimi wąskimi oknami (obecnie witraż), ściana północna niższa, pełna, z drugim wejściem do kościoła i pierwotnie ze schodami zewnętrznymi prowadzącymi na chór - obecnie zamkniętymi klatką schodową. Sklepienie opadające w formie namiotowej ułożone z jesionowych deseczek. Wejście główne z boku od strony południowej, nad którym góruje nowoczesna sylwetka wieży, w pierwotnym zamyśle mająca przypominać ręce złożone do modlitwy, całość zwieńczona krzyżem. Właśnie nowoczesność tej wieży, jej delikatna i smukła linia, wpisała się w monotonny krajobraz kujawskiej równiny, bowiem zbliżając się do Jaksic widać ją z daleka wznoszącą się nad pejzażem wsi.

Pewne jest, że w nowej świątyni, jak pisał ks. proboszcz, wszyscy za św. Piotrem powtarzali: „Panie dobrze nam tu być”. Czytam dalej piękne i mądre słowa ks. Kozubka: „Na oczach pokoleń tutejszej parafii kruszyły się posady poszczególnych świątyń, jednak zawsze trwał duchowy kościół”.

Ks. Bronisław Kozubek swoją misję budowy kościoła, ciągłych walk z władzami, nawet o przysłowiowy worek cementu, ciężko przypłacił.

6 października 1972 roku, w dzień własnych urodzin, kiedy to w pierwszy piątek miesiąca odwiedzał chorych niosąc im najświętszy sakrament, upadł nagle na polnej drodze, po której szedł... serce przestało bić.

Przygotowywał się do wizytacji, która miała odbyć się 21-22 października 1972 roku. Już jej nie doczekał.

Trumna ze zwłokami ks. Bronisława Kozubka spoczęła na cmentarzu parafialnym.

Nie spełniono też ostatniej jego prośby. Wszyscy parafianie na pogrzebie płakali, szczerze żałując swojego ukochanego proboszcza. Bóg powołał go do swojego królestwa. Odszedł mając zaledwie 43 lata. Zapisał się w historii jaksickiej parafii jako budowniczy nowego kościoła, ale przede wszystkim jako człowiek pogodny, uśmiechnięty, życzliwy i gościnny, mający zawsze dla każdego czas.

Ostatni rozdział

Od 1 listopada 1972 roku duszpasterstwo w jaksickiej parafii obejmuje ks. Zdzisław Borzyszkowski, dotychczasowy proboszcz z Dźwierzchna, a prywatnie kolega ks. Kozubka, z którym razem studiowali i przyjmowali święcenia kapłańskie.

Nie był to łatwy początek. Parafianie ciągle jeszcze wielbili „swojego proboszcza”. Znalazłam słowa zapisane ręką ks. Borzyszkowskiego, warto je przytoczyć: „po kilku miesiącach duszpasterzowania stwierdzić muszę, że zmarły kolega pracował tutaj wspaniale. Zbudowanie kościoła w dzisiejszych czasach nie jest sprawą łatwą, a jednak on dokonał tego w krótkim czasie; sam brał czynny udział przy budowie, a przy tym nie zaniedbał właściwego swego posłannictwa - pracy duszpasterskiej, co namacalnie stwierdzam na każdym kroku”.

Nie wiedział jeszcze wówczas ten cichy i skromny kapłan, że już wkrótce serca jego parafian otworzą się szeroko dla niego, że po ponad ćwierć wieku swojej pracy duszpasterskiej stanie się niemalże członkiem prawie każdej jaksickiej rodziny, a mądrość, doświadczenie i dobroć pozwolą traktować go jak dobrodusznego Ojca. W niedalekiej przyszłości miał się o tym przekonać. Jaksicznie już na przestrzeni dziejów pokazali, że za dobroć odpłacają dobrocią .

Długo jeszcze w swoich sprawozdaniach wspominał proboszcz Borzyszkowski ogromny wkład pracy śp. ks. Kozubka, chcąc podkreślić jego wielkość, oddać cześć. Ze spokojem prowadził dalej swoją pracę.

Potrzebny był solidny remont kaplicy przy kościele oraz drewnianej dzwonnicy. Jest już projekt na trzy dzwony. Muszą być nowe, gdyż obecne rdzewieją. Otoczenie przykościelne zostało uporządkowane. Po niwelacji terenu zlikwidowano cmentarzyk przykościelny, pozostał tylko nagrobek ks. Krakowskiego. Wspomina się też o budowie plebanii. Przy spokoju jaki go cechuje, ma dużo energii i cierpliwości.

W najgorszym stanie jest plebania, inżynierowie wykonujący kosztorys stwierdzili, że koszty remontu nie opłacają się, lepiej wybudować nową. Przed plebanią znajdował się wówczas mały park i charakterystyczny klomb z figurką Matki Boskiej pośrodku.

W dalszym ciągu podkreśla się, że cmentarz za wsią należy do jednych z piękniejszych w archidiecezji ze względu na założenie parkowe, ładne aleje i dobry różnorodny drzewostan.

W swojej cichej posłudze ks. Borzyszkowski otynkował w 1974 roku nowy kościół. Już w 1977 roku wyremontowana została kaplica przykościelna, której neogotycka architektura nie pasowała do nowoczesnej bryły kościoła. Pozbawiono ją spadzistego dachu i ozdobnych pilastrów, całość pokrywając tynkiem. Dziś patrząc na stare fotografie chciałoby się westchnąć... a szkoda...

Pobudowano w 1973 roku nową dzwonnicę i zakupiono 3 nowe dzwony, które do Jaksic przywieziono w marcu 1975 roku (stare sprzedano do parafii Wierzchucin). Wykonawcą dzwonów był Janusz Felczyński z Przemyśla. Duży środkowy dzwon z wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej z napisem „Imię moje Maryja – wzywam was jako Matka kościoła na służbę”. Średni dzwon – zawieszony od wschodu z wizerunkiem św. Marcina z napisem „Imię moje Marcin. Wołam do Was – Bóg nam pomaga” i trzeci, mały zawieszony od zachodu z wizerunkiem św. Maksymiliana z napisem „Imię moje Maksymilian. Głosem swoim nawołuję do miłości i zgody wśród rodaków”. W tym samym roku zakupiono do kościoła obraz Matki Bożej Częstochowskiej wykonany z mosiężno-miedzianej blachy, której styl pasuje do nowoczesnej architektury kościoła.

Staraniem ks. Borzyszkowskiego dokonano w 1976 roku prac konserwatorskich przez toruńskich konserwatorów, uratowanego z pożaru obrazu Matki Boskiej. Na przełomie 1974 i 1975 roku Skarbiec Katedralny w Gnieźnie przejął rzeźby m.in. drewniane św. Piotra i św. Pawła, 4 rzeźby aniołków, obraz na drewnie „Zwiastowanie NMP”, który powrócił do parafii w 2002 roku (prezentowany w ilustracjach), Krzyż Ołtarzowy (2 poł. XVIII w.), Chrystus Frasobliwy (rzeźba drewniana pocz. XVI w), Chrystus Zmartwychwstały (2 poł. XVII w. ), dwa obrazy z bocznych ołtarzy: św. Rodzina i św. Marcin. Jak wynika z rozmowy z ks. Adamem Mellerem, zabytki , uszkodzone po pożarze, wymagają ciągłych zabiegów konserwatorskich, a te niestety są bardzo drogie. Rzeźba Chrystusa Frasobliwego, nieco uszkodzona, prezentowana jest w salach wystawowych Muzeum Archidiecezjalnego w Gnieźnie. Może to dla niej najlepsze miejsce...

W 1977 roku zakupiono nowe organy. Rok 1980 przynosi kolejne malowanie kościoła i otynkowanie kaplicy przykościelnej.

W 1986 roku ks. Kardynał Józef Glemp – Prymas Polski dokonał uroczystej konsekracji kościoła w Jaksicach.

Zatwierdzone też zostały plany nowej plebanii – stara nie wytrzymała upływającego czasu. W większości pobudowana była z pecy, spękana, trudna do remontu. Już w roku następnym 1987, rozpoczęły się prace budowlane przy nowej plebanii, która w swoim zamierzeniu architektonicznym miała przypominać polski dworek, natomiast starą (tzw. część wysoką) rozebrano w 1989 roku. W 1988 roku wspomina się o organistówce, która też jest w złym stanie, a którą zamieszkują ludzie nie związani z kościołem.

Rok 1989 przynosi również mianowanie ks. Borzyszkowskiego na dziekana dekanatu złotnickiego, który został utworzony w 1984 roku. Tymczasem w kościele pojawił się nowy obraz patrona, św. Marcina, ufundowany przez młodzież przystępującą do sakramentu bierzmowania w 1998 roku. W taki sposób patron jaksickiego kościoła z woli młodzieży ponownie wrócił w jego mury.

We wrześniu skierowano do pomocy ks. Proboszczowi wikariusza, ks. Tadeusza Kobylarza, który pełnił swoje obowiązki do 13 grudnia 1998 roku, bowiem w tym dniu po mszy świętej parafia uroczyście pożegnała swojego długoletniego duszpasterza ks. Kanonika Zdzisława Borzyszkowskiego, który ze względu na stan zdrowia przeszedł na emeryturę i zamieszkał w Bydgoszczy, następnie w Warszawie, gdzie zmarł 24 października 2007 roku. Pochowany w Jaksicach, spoczął na miejscowym cmentarzu. Ks. Kobylarz został przeniesiony do parafii Miłosierdzia Bożego w Bydgoszczy. Natomiast na probostwo jaksickie mianowany został ks. Adam Meller, dotychczasowy proboszcz parafii Nieżychowo.

Im serdeczniejsze bywają pożegnania, tym trudniejsze są powitania.

Koło historii zatoczyło kolejny krąg. I znowu, jak w przypadku każdego przychodzącego proboszcza, parafianie odnoszą się z rezerwą i nieufnością.

Ksiądz Adam Meller pochodzi z Inowrocławia. Jego dzieciństwo, jak sam wspomina, upłynęło w ciepłej, serdecznej atmosferze z licznym rodzeństwem ( ma cztery siostry i dwóch braci ). Maturę zdawał w II Liceum Ogólnokształcącym, aby następnie podjąć studia filozoficzno-teologiczne w Wyższym Seminarium Duchownym w Gnieźnie. Tytuł magistra uzyskał na Papieskim Wydziale Teologicznym w Poznaniu. Święcenia kapłańskie odbiera z rąk ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego 7 czerwca 1980 roku w gnieźnieńskiej Katedrze. Swoją pracę duszpasterską pełni jako wikariusz w parafiach: Złotniki Kujawskie, Wągrowiec, Rogowo Żnińskie, Bydgoszcz, Inowrocław, Szubin, gdzie także jest kapelanem szpitala i Zakładu Poprawczego oraz w Kołodziejewie. Od 1 stycznia 1995 roku jest proboszczem parafii Nieżychowo, a od 13 grudnia 1998 zostaje proboszczem parafii Jaksice.

Nowy, pełen energii proboszcz, napotyka na różne, często nieprzewidziane reakcje parafian. Jednak z konsekwencją realizuje swoje plany i zamierzenia. A że mówi się o tym? No cóż... Podobno nie dyskutuje się tylko o tych, którzy nic nie robią.

A trzeba przyznać, że zrobił bardzo wiele.

Pozyskuje sponsorów. Zakłada witraże: wielki, na ścianie południowej „Zesłanie Ducha Świętego” (zdjęcie zamieszczone w Ilustracjach) z postaciami Mojżesza, Jana Chrzciciela, Maryi, św. Józefa (cz. 1), św. Św. Piotra i Pawła (cz. 2), św. Marcina, św. Krzysztofa (cz. 3), Dzieci z Fatimy i Anioła, Ojca Pio (cz. 4), Siostry Faustyny i Jana Pawła II (cz. 5) oraz dwa witraże mniejsze w kruchcie. Od strony wschodniej - „Przemienienia Pańskiego”, nawiązujący do obrazu , który spłonął w pożarze drewnianej świątyni. Witraż ten w obecnym kształcie wzorowany jest na obrazie Rafaela. Natomiast od strony zachodniej – malownicza wersja „Drewnianego kościółka w Jaksicach”.

Ks. Proboszcz remontuje i maluje kościół. Odnawia przedmioty liturgiczne, poddaje konserwacji obraz Matki Boskiej, koronuje złoconymi koronami, porządkuje i upiększa teren wokół kościoła... i wiele, wiele innych większych i mniejszych prac.

Można by jeszcze długo wymieniać, bo i plebania, i cmentarz... Tam wkłada wiele własnych starań i wysiłku.

W 2005 roku ks. Adam Meller obchodzi 25-lecie swojego kapłaństwa.

Osobiście cenię go za troskę jaką otacza nasze jaksickie zabytki, pieczołowicie odnawia, ratuje, znajduje dla nich miejsce w nowoczesnym przecież wnętrzu kościoła.

Ks. Proboszcz jest w Jaksicach 9 lat. Dokonał wiele. Resztę pozostawmy czasowi i historii. Ocenią nas potomni, którzy jak ja dzisiaj, kiedyś odnajdą i przeczytają szczupłe zapiski na pożółkłych kartach starych dokumentów.

 

 

 

 

Hanna Pierścieniak